poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Zamartwianie


       Bardzo często martwimy się o różne rzeczy.

"Czy będę mieć jak zapłacić rachunki?"
                 "Czy moje dziecko wyzdrowieje?"
"Czy mój mąż znajdzie lepszą pracę?"
                 "Czy moja żona nie straci pracy?" itp.



Z doświadczenia wiem, że martwienie nie jest niczym dobrym. Powoduje, że jeszcze gorzej się czujemy i jeszcze więcej mamy problemów. Przyciągamy je do siebie.

Kiedyś wciąż martwiłam się o pieniądze. Czy nam wystarczy do końca miesiąca? Czy będę mieć na chleb, na pieluchy dla dziecka czy mleko. Chorobliwie oszczędzałam wodę, kupowałam ciuchy tylko w ciuchbudach, czy najtańsze jedzenie (nie koniecznie dobre). Gotowałam obiady na trzy dni. Miałam taką schizę. Pamiętam, że nie lubiłam płacić rachunków, bo widziałam jak te pieniądze uciekały. Na około jeszcze wszyscy pytali "wszystko w porządku?' "Jak stoicie z kasą, wystarcza wam?" "Ile płacicie za kredyt mieszkaniowy?". "Jak długo jeszcze będziecie spłacać pożyczki?".

Pamiętam, że wyliczałam mężowi co kupował, nawet głupie napoje gazowane. Wciąż moje myśli były skupione na brakach. Siedziałam wówczas w domu z dzieckiem.
Nie szukałam rozwiązań tylko miałam umysł zajęty zamartwianiem. Mąż powtarzał, że będzie dobrze. Ja to wiedziałam, ale co innego widziały moje oczy na wyciągu z banku. Zaczął psuć się samochód. Znienacka przychodziły wyższe rachunki. Mąż dostał jakiś mandat. Wciąż coś. Tak jakbym tylko czekała na problemy.

Po urlopie macierzyńskim chciałam posiedzieć z córką w domu na wychowawczym. Wówczas rodzice męża pomagali nam finansowo. Robili nam zakupy. Źle się z tym czułam jak nie wiem.
Pożyczaliśmy wtedy pieniądze od moich rodziców i od teściów. Oddawaliśmy zaraz po wypłacie, a potem znów pożyczaliśmy na koniec miesiąca. Takie błędne koło.

W domu wcale nic mi się nie chciało robić. Taka depresja chyba mnie dopadła. Prawie nie sprzątałam, ciągle byłam zła. Miałam po prostu problem sama ze sobą.  Mąż przychodził z pracy i robił zakupy i porządki. Gotowałam wtedy obiady, robiłam pranie i prasowanie. Nie to, że tylko siedziałam. Ale głowę miałam zajętą martwieniem na pewno.

Opisałam to po to, żeby pokazać Wam jak często błądzimy. Kręcimy się w kółko i nic poza tym. Co powinniśmy zrobić? Wsłuchać się w siebie i modlić. Pamiętam, że ja odmawiałam wówczas:

Psalm 23

Bóg pasterzem i gospodarzem

1 Psalm. Dawidowy.
Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.
2 Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
3 orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię.
4 Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną.
Twój kij i Twoja laska
są tym, co mnie pociesza.
5 Stół dla mnie zastawiasz
wobec mych przeciwników;
namaszczasz mi głowę olejkiem;
mój kielich jest przeobfity.
6 Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni mego życia
i zamieszkam w domu Pańskim
po najdłuższe czasy.

  Pamiętam, że nauczyłam się go na pamięć i odmawiałam kiedy się dało. Pomogło, może nie od razu, ale z czasem mniej się martwiłam. Dziś nie martwię się wcale, bo wiem, ze Bóg jest ze mną i mnie wspiera we wszystkich mych działaniach.
Polecam skopiować sobie tę modlitwę i może też wydrukować. Powiesić sobie najlepiej przy łóżku na ścianie. Tak żebyśmy widzieli go jak się kładziemy spać i jak się budzimy.
Powodzenia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz